Jak zapewnić sobie nieśmiertelność?
Zwyczaje pogrzebowe starożytnych Egipcjan i związane z nimi rytuały to chyba najbardziej inspirujące dla popkultury (i nie tylko) zwyczaje związane ze śmiercią. Jako takie na pewno spełniły w pewien sposób cel: mumie są wiecznie żywe w zbiorowej wyobraźni, a wierzenia staroegipiskie i kultura staroegipska w ogóle stanowią niezwykłą inspirację. Wystarczy wspomnieć Faraona Bolesława Prusa, Pod piramidami H.P. Lovecrafta czy Mumię w reżyserii Stephena Sommersa. Zabalsamowane ciała w pewnym momencie były nawet uznawane za skuteczne lekarstwo na wstrząs mózgu, kaszel, mdłości czy złamania.
Większość tego, co wiemy na temat ówczesnych wierzeń związanych z życiem pozagrobowym, pochodzi z okresu Nowego Państwa i czasów późniejszych. Wiadomo, że bardzo wcześnie wykształciła się wiara w to, iż życie na Ziemi jest tylko przejściowe. Jak wyglądało przygotowanie do życia w lepszym świecie?
Imię i serce
Serce było niezwykle ważnym organem w ciele, gdyż stanowiło mieszkanie dla duszy, osobowości i samej istoty człowieka. To właśnie ono było ważone i musiało być lżejsze niż piór maat.
Aby człowiek mógł zmartwychwstać, nie tylko ciało musiało przetrwać, ale także cień, siła życiowa, osobowość, dusza oraz imię. Odwiedzających grobowe kaplice proszono o odczytanie na głos imienia zmarłego, co za każdym razem przypominało go i pozwalało mu dalej prosperować w zaświatach (Śmierć i pogrzeb w starożytnym Egipcie, s. 24). Z tych powodów serce również balsamowano i zachowywano w mumii.
Teksty piramid, czyli wieczność dla uprzywilejowanych i bogatych
Aby pomóc zmarłemu w przejściu do lepszego świata przygotowywano dla niego wskazówki. Początkowo Teksty Piramid przeznaczone tylko dla faraonów (później dla wszystkich tych, których było na to stać), zawierały zaklęcia (mające na celu likwidację zagrożeń na drodze do wieczności).
Teksty Sarkofagów (późniejsza, rozwinięta wersja Tekstów Piramid) składają się aż z 1185 ilustrowanych rozdziałów. Stanowią swoisty przewodnik po zaświatach, zawierający również mapy, które umieszczano na dnie sarkofagu. Według tych tekstów, powstałych najprawdopodobniej w Memfis, faraon po śmierci jednoczył się ze słońcem (symbolem odrodzenia i zmartwychwstania), a zmarli mogli połączyć się w zaświatach z bliskimi.
Późniejszymi tekstami grobowymi są Księgi Umarłych, składające się z około 200 zaklęć. To właśnie w nich pojawia się nowe podejście do moralności: sąd nad człowiekiem i ważenie serca.
Mumifikacja
Najbardziej znany opis procesu balsamowania zwłok pochodzi z Dziejów Herodota z V w. p.n.e. Znaleziono również nieliczne teksty egipskie. Sporo wiedzy przynoszą materialne znaleziska, na podstawie których przeprowadzono liczne badania i eksperymenty, jak na przykład badania tkanek.
Piramidy i życie pozagrobowe
Faraonowie już za życia rozpoczynali budowę swojego grobowca. Wokół powstających piramid wyrastały miasta. Wpierw służyły jako miejsce zamieszkania budowniczych, później przeradzały się w miejsca kultu. Zorganizowane życie przy piramidzie nie kończyło się wraz z jej wybudowaniem i pogrzebem króla. Ze źródeł pisanych Starego Państwa wiemy o istnieniu „miast piramid”, którymi zarządzali hierarchicznie uszeregowani urzędnicy (Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, Barry J. Kemp, s. 305).
W takim mieście mieszkali kapłani i urzędnicy, którzy nadzorowali pośmiertny kult zmarłego władcy. Miasta mogły być niezależne pod kątem ekonomicznym, gdyż istnieją ślady wskazujące na przykład na uprawę roli na potrzeby mieszkańców. Nie wszystkie budowle świątynne i grobowce były trwałe. Ich konserwacja była kosztowna, dlatego wiele z miast piramid nie przetrwało próby czasu.
Obrzędy pogrzebowe w literaturze
Ceremonia według Bolesława Prusa
Fragment z Faraona Bolesława Prusa, opisujący pogrzeb ojca głównego bohatera.
Tak z podniesionymi rękoma mówił pan otoczony chmurą kadzideł. Nagle umilkł i rzucił się w tył, w ramiona asystujących kapłanów.
Już nie żył.
Wieść o śmierci faraona jak błyskawica obiegła pałac. Słudzy opuścili swoje zajęcia, dozorcy przestali czuwać nad niewolnikami, zaalarmowano gwardię i obsadzono wszystkie wejścia.
Na głównym dziedzińcu począł zbierać się tłum: kucharzy, piwniczych, masztalerzy, kobiet jego świątobliwości i ich dzieci. Jedni zapytywali: czy to prawda? inni dziwili się, że jeszcze słońce świeci na niebie, a wszyscy razem krzyczeli wniebogłosy:
— „O panie!… o nasz ojcze!… o ukochany!… Czy to może być, ażebyś już odchodził od nas?… O tak, już idzie do Abydos!… Na Zachód, na Zachód, do ziemi sprawiedliwych!… Miejsce, które ukochałeś, jęczy i płacze po tobie!…
Straszny wrzask rozlegał się po wszystkich dziedzińcach, po całym parku. Odbijał się od gór wschodnich, na skrzydłach wiatru przeleciał Nil i zatrwożył miasto Memfis.
Tymczasem kapłani, wśród modłów, usadowili ciało zmarłego w bogatej, zamkniętej lektyce. Ośmiu stanęło przy drągach, czterej wzięli do rąk wachlarze ze strusich piór, inni kadzidła i gotowali się do wyjścia.
Na tę chwilę przybiegła królowa Nikotris, a zobaczywszy zwłoki już w lektyce, rzuciła się do nóg zmarłego.
— „O mężu mój! o bracie mój! o ukochany mój! — wołała, zanosząc się od płaczu. — O ukochany, zostań z nami, zostań w twoim domu, nie oddalaj się od tego miejsca na ziemi, w którym przebywasz…”
— „W pokoju, w pokoju, na Zachód — śpiewali kapłani — o wielki władco, idź w pokoju na Zachód…”
— „Niestety! — mówiła królowa — śpieszysz do przewozu, aby przeprawić się na drugi brzeg! O kapłani, o prorocy, nie śpieszcie się, zostawcie go; bo przecież wy wrócicie do domów, ale on pójdzie do kraju wieczności…”
— „W pokoju, w pokoju, na Zachód!… — śpiewał chór kapłański. — Jeżeli podoba się Bogu, kiedy dzień wieczności nadejdzie, ujrzymy cię znowu, o władco, bo oto idziesz do kraju, który łączy między sobą wszystkich ludzi.”
Na znak dany przez dostojnego Herhora służebnice oderwały panią od nóg faraona i gwałtem odprowadziły do jej komnat.
Lektyka niesiona przez kapłanów ruszyła, a w niej władca ubrany i otoczony jak za życia. Na prawo i na lewo, przed nim i za nim szli: jenerałowie, skarbnicy, sędziowie, wielcy pisarze, nosiciel topora i łuku, a nade wszystko — tłum kapłanów różnego stopnia.
Na podwórzu służba upadła na twarz jęcząc i płacząc, ale wojsko sprezentowało broń i odezwały się trąby, jakby na powitanie żyjącego króla.
I istotnie, pan jak żywy niesiony był do przewozu. A gdy dosięgnięto Nilu, kapłani ustawili lektykę na złocistym statku, pod purpurowym baldachimem, jak za życia.
Tu lektykę zasypano kwiatami, naprzeciw niej ustawiono posąg Anubisa i — statek królewski ruszył ku drugiemu brzegowi Nilu, żegnany płaczem służby i dworskich kobiet.
O dwie godziny od pałacu, za Nilem, za kanałem, za urodzajnymi polami i gajami palm między Memfisem a „Płaskowzgórzem Mumii” leżała oryginalna dzielnica. Wszystkie jej budowle były poświęcone zmarłym, a zamieszkane tylko przez kolchitów[32] i paraszytów, którzy balsamowali zwłoki.
Dzielnica ta była niby przedsionkiem właściwego cmentarza, mostem, który łączył żyjące społeczeństwo z miejscem wiecznego spoczynku. Tu przywożono nieboszczyków i robiono z nich mumie; tu rodziny układały się z kapłanami o cenę pogrzebu. Tu przygotowywano święte księgi i opaski, trumny, sprzęty, naczynia i posągi dla zmarłych.
Dzielnicę tą, oddaloną od Memfisu na parę tysięcy kroków, otaczał długi mur, tu i ówdzie opatrzony bramami. Orszak niosący zwłoki faraona zatrzymał się przed bramą najwspanialszą, a jeden z kapłanów zapukał.
— Kto tam? — spytano ze środka.
— Ozyrys-Mer-amen-Ramzes, pan dwu światów, przychodzi do was i żąda, abyście przygotowali go do wiekuistej podróży — odparł kapłan.
— Czy podobna, ażeby zagasło słońce Egiptu?… Ażeby umarł ten, który sam był oddechem i życiem?…
— Taką była jego wola — odpowiedział kapłan. — Przyjmijcież tedy pana z należytą czcią i wszystkie usługi oddajcie mu, jak się godzi, ażeby nie spotkały was kary w doczesnym i przyszłym życiu.
— Uczynimy, jak mówicie — rzekł głos ze środka.
Teraz kapłani zostawili lektykę pod bramą i śpiesznie odeszli, ażeby nie padło na nich nieczyste tchnienie zwłok nagromadzonych w tym miejscu. Zostali tylko urzędnicy cywilni pod przewodnictwem najwyższego sędziego i skarbnika.
Po niemałej chwili czekania brama otworzyła się i wyszło z niej kilkunastu ludzi. Mieli kapłańskie szaty i zasłonięte oblicza.
Na ich widok sędzia odezwał się:
— Oddajemy wam ciało pana naszego i waszego. Czyńcie z nim to, co nakazują przepisy religijne, i niczego nie zaniedbajcie, ażeby ten wielki zmarły nie doznał z winy waszej niepokoju na tamtym świecie.
Skarbnik zaś dodał:
— Użyjcie złota, srebra, malachitu, jaspisu, szmaragdów, turkusów i najosobliwszych wonności dla tego oto pana, aby mu nic nie brakło i aby wszystko miał w jak najlepszym gatunku. To mówię wam ja, skarbnik. A gdyby znalazł się niegodziwiec, który zamiast szlachetnych metalów chciałby podstawić nędzne falsyfikaty, a zamiast drogich kamieni — szkło fenickie, niech pamięta, że będzie miał odrąbane ręce i wyjęte oczy.
— Stanie się, jak żądacie — odpowiedział jeden z zasłoniętych kapłanów.
Po czym inni podnieśli lektykę i weszli z nią w głąb dzielnicy zmarłych śpiewając:
— „Idziesz w pokoju do Abydos!… Obyś doszedł w pokoju do Zachodu tebańskiego!… Na Zachód, na Zachód, do ziemi sprawiedliwych!”
Brama zamknęła się, a najwyższy sędzia, skarbnik i towarzyszący im urzędnicy zawrócili się do przewozu i pałacu.
Przez ten czas zakapturzeni kapłani odnieśli lektykę do ogromnego budynku, gdzie balsamowano tylko królewskie zwłoki oraz tych najwyższych dostojników, którzy pozyskali wyjątkową łaskę faraona. Zatrzymali się w przysionku, gdzie stała złota łódź na kółkach, i zaczęli wydobywać nieboszczyka z lektyki.
— Patrzcie! — zawołał jeden z zakapturzonych — nie sąż to złodzieje?… Faraon przecie umarł pod kaplicą Ozyrysa, więc musiał być w paradnym stroju… A tu — o!… Zamiast złotych bransolet — mosiężne, łańcuch także mosiężny, a w pierścieniach fałszywe klejnoty…
— Prawda — odparł inny. — Ciekawym, kto go tak oporządził: kapłani czy pisarze?
— Z pewnością kapłani… O bodaj wam poschły ręce, gałgany!… I taki łotr jeden z drugim śmie nas upominać, ażebyśmy dawali nieboszczykowi wszystko w najlepszym gatunku…
— To nie oni żądali, tylko skarbnik…
— Wszyscy są złodzieje…
Tak rozmawiając, balsamiści zdjęli z nieboszczyka odzież królewską, włożyli na niego tkany złotem szlafrok i przenieśli zwłoki do łodzi.
— Bogom niech będą dzięki — mówił któryś z zasłoniętych — że już mamy nowego pana. Ten z kapłaństwem zrobi porządek… Co wzięli rękoma, zwrócą gębą…
— Uuu!… mówią, że to będzie ostry władca — wtrącił inny. — Przyjaźni się z Fenicjanami, chętnie przestaje z Pentuerem, który przecie nie jest rodowity kapłan, tylko z takich biedaków jak my… A wojsko, powiadają, że dałoby się spalić i wytopić za nowego faraona…
— I jeszcze w tych dniach sławnie pobił Libijczyków…
— Gdzież on jest, ten nowy faraon?… — odezwał się inny. — W pustyni!… Otóż lękam się, ażeby zanim wróci do Memfis, nie spotkało go nieszczęście…
— Co mu kto zrobi, kiedy ma wojsko za sobą! Niech nie doczekam uczciwego pogrzebu, jeżeli młody pan nie zrobi z kapłaństwem tak jak bawół z pszenicą…
— Oj ty głupi! — wtrącił milczący dotychczas balsamista. — Faraon podoła kapłanom!…
— Czemuż by nie?…
— A czy widziałeś kiedy, ażeby lew poszarpał piramidę?…
— Także gadanie!…
— Albo bawół roztrącił ją?
— Rozumie się, że nie roztrąci.
— A wicher obali piramidę?
— Co on dzisiaj wziął na wypytywanie?…
— No, więc ja ci mówię, że prędziej lew, bawół czy wicher przewróci piramidę, aniżeli faraon pokona stan kapłański… Choćby ten faraon był lwem, bawołem i wichrem w jednej osobie…
— Hej tam, wy! — zawołano z góry. — Gotów nieboszczyk?…
— Już… już… tylko mu szczęka opada — odpowiedziano z przysionka.
— Wszystko jedno… Dawać go tu prędzej, bo Izyda za godzinę musi iść do miasta…
Po chwili złota łódź, wraz z nieboszczykiem, za pomocą sznurów została podniesiona w górę, na balkon wewnętrzny.
Z przysionka wchodziło się do wielkiej sali pomalowanej na kolor niebieski i ozdobionej żółtymi gwiazdami. Przez całą długość sali do jednej ze ścian był przyczepiony niby ganek w formie łuku, którego końce wznosiły się na piętro, środek na półtora piętra wysoko.
Sala wyobrażała sklepienie niebieskie, ganek drogę słońca na niebie, zmarły zaś faraon miał być Ozyrysem, czyli słońcem, które posuwa się od wschodu ku zachodowi.
Na dole sali stał tłum kapłanów i kapłanek, którzy oczekując na uroczystość, rozmawiali o rzeczach obojętnych.
— Gotowe!… — zawołano z balkonu.
Rozmowy umilkły. W górze rozległ się trzykrotny dźwięk spiżowej blachy i — na balkonie ukazała się złocista łódź słońca, w której jechał nieboszczyk.
Na dole zabrzmiał hymn na cześć słońca:
„Oto ukazuje się w obłoku, aby oddzielić niebo od ziemi, a później je połączyć…
Nieustannie ukryty w każdej rzeczy, on jeden żyjący, w którym wiekuiście istnieją wszystkie rzeczy…”
Łódź stopniowo posuwała się w górę łuku, wreszcie stanęła na najwyższym szczycie.
Wówczas na dolnym krańcu łuku ukazała się kapłanka przebrana za boginią Izydę, z synem Horusem[34], i również wolno zaczęła wchodzić pod górę. Był to obraz księżyca, który posuwa się za słońcem.
Teraz łódź ze szczytu łuku zaczęła opuszczać się ku zachodowi, a na dole znowu odezwał się chór:
„Bóg wcielony we wszystkie rzeczy, duch Szu we wszystkich bogach. On jest ciałem żyjącego człowieka, twórcą drzewa, które nosi owoce, on jest sprawcą użyźniających wylewów. Bez niego nic nie żyje w ziemskim kręgu.”
Łódź znikła na zachodnim końcu balkonu, Izyda z Horusem stanęli na szczycie łuku. Wówczas do łodzi przybiegła gromada kapłanów, wydobyli zwłoki faraona i położyli je na marmurowym stole, niby Ozyrysa na spoczynek po dziennym trudzie.
Teraz do nieboszczyka zbliżył się paraszyta przebrany za bożka Tyfona. Na głowie miał okropną maskę, rudą kudłatą perukę, na plecach skórę dzika, a w ręku — kamienny nóż etiopski.
Nożem tym zaczął prędko odrzynać podeszwy nieboszczykowi.
— Co robisz śpiącemu, bracie Tyfonie? — zapytała go z balkonu Izyda.
— Oskrobuję nogi memu bratu Ozyrysowi, aby ziemskim pyłem nie zanieczyścił nieba — odpowiedział paraszyta przebrany za Tyfona.
Oderznąwszy podeszwy paraszyta porwał zgięty drut, zanurzył go w nosie zmarłego i zaczął wydobywać mózg. Następnie rozciął mu brzuch i tym otworem szybko wyciągnął wnętrzności, serce i płuca.
Przez ten czas pomocnicy Tyfona przynieśli cztery wielkie urny ozdobione głowami bogów: Hape, Emset, Duamutf i Quebhsneuf[37], i w każdy z tych dzbanów złożyli jakiś wewnętrzny organ zmarłego.
— A co tam robisz, bracie Tyfonie? — zapytała po raz drugi Izyda.
— Oczyszczam brata mego, Ozyrysa, z rzeczy ziemskich, ażeby stał się piękniejszym — odpowiedział paraszyta.
Obok marmurowego stołu znajdowała się sadzawka wody nasyconej sodą. Paraszyci, oczyściwszy zwłoki, rzucili je następnie w sadzawkę, gdzie miały moknąć przez siedemdziesiąt dni.
Tymczasem Izyda, przeszedłszy cały balkon, zbliżyła się do komnaty, w której paraszyta otworzył i oczyścił królewskie zwłoki. Spojrzała na marmurowy stół, a widząc, że był pusty, zapytała przestraszona:
— Gdzie mój brat?… gdzie mój boski małżonek?…
Wtem ryknął grzmot, odezwały się trąby i spiżowe blachy, a paraszyta przebrany za Tyfona wybuchnął śmiechem i zawołał:
— Piękna Izydo, która pospołu z gwiazdami rozweselasz noce, nie ma już twego małżonka!… Już nigdy promieniejący Ozyrys nie usiądzie na złocistej łodzi, już nigdy słońce nie ukaże się na firmamencie… Ja to uczyniłem, ja, Set, i ukryłem go tak głęboko, że go żaden z bogów ani wszyscy razem nie odnajdą!…
Na te słowa bogini rozdarła szaty, zaczęła jęczeć i rwać sobie włosy. Znowu odezwały się trąby, grzmoty i dzwony, wśród kapłanów i kapłanek wszczął się szmer, potem krzyk, klątwy i — nagle wszyscy rzucili się na Tyfona, wołając:
— Przeklęty duchu ciemności!… Który podniecasz wichry pustynne, burzysz morze, zaćmiewasz światło dzienne!… Obyś zapadł w otchłań, z której sam ojciec bogów nie potrafiłby cię uwolnić… Przeklęty!… przeklęty Set!… Niech imię twoje będzie postrachem i obrzydliwością!…
Tak przeklinając, wszyscy rzucili się na Tyfona z pięściami i kijami, a rudowłosy bożek począł uciekać i w końcu wybiegł z sali.
Trzy nowe dźwięki spiżowej blachy i — uroczystość skończyła się.
— No dosyć! — zawołał najstarszy kapłan do gromady, która już naprawdę zaczęła się bić między sobą. — Ty, Izydo, możesz iść do miasta, a reszta do innych nieboszczyków, którzy czekają na nas… Nie zaniedbujcie zwyczajnych zmarłych, bo nie wiadomo, jak nam za tego zapłacą…
— Z pewnością niewiele! — wtrącił balsamista. — Mówią, że w skarbie nie ma nic, a Fenicjanie grożą, że przestaną pożyczać, jeżeli nie otrzymają nowych praw.
— Bodaj śmierć wytępiła tych waszych Fenicjan!… Niedługo człowiek będzie musiał żebrać u nich o placek jęczmienny, tak już wszystko zagarnęli…
— Ale jeżeli oni nie dadzą faraonowi pieniędzy, za pogrzeb nic nie dostaniemy…
Stopniowo rozmowy ucichły i obecni opuścili niebieską salę. Tylko przy jeziorku, gdzie mokły zwłoki faraona, została warta.
Cała ta uroczystość odtwarzająca legendę o zabiciu Ozyrysa (słońce) przez Tyfona (bożek nocy i występku) służyła do tego, ażeby rozciąć i oczyścić zwłoki faraona, i tym sposobem przygotować je do właściwego balsamowania.
Przez siedemdziesiąt dni leżał nieboszczyk w wodzie nasyconej sodą, zdaje się, na pamiątkę, że zły Tyfon utopił ciało brata w Sodowych Jeziorach. Przez wszystkie te dni, rano i wieczór, kapłanka przebrana za Izydę przychodziła do niebieskiej sali. Tam jęcząc i rwąc sobie włosy, wypytywała obecnych: czy kto nie widział boskiego jej małżonka i brata?
Po upływie tego czasu żałoby zjawił się w sali Horus, syn i następca Ozyrysa, ze swoją świtą i — oni dopiero spostrzegli wannę z wodą.
— Może by tu poszukać zwłok mego ojca i brata? — spytał Horus.
Jakoż poszukali, znaleźli i wśród ogromnej radości kapłanów, przy dźwiękach muzyki wydobyli ciało faraona z umacniającej kąpieli.
Ciało to włożono do kamiennej rury, przez którą kilka dni przepływało gorące powietrze, i po wysuszeniu oddano balsamistom.
Teraz zaczęły się ceremonie najważniejsze, które nad nieboszczykiem dokonywali najwyżsi kapłani dzielnicy zmarłych.
Ciało nieboszczyka zwrócone głową do południa obmywano poświęconą wodą, a jego wnętrze winem palmowym. Na posadzce osypanej popiołem zasiadały płaczki i szarpiąc sobie włosy, drapiąc twarze opłakiwały zmarłego. Dokoła śmiertelnego łoża zgromadzili się kapłani przebrani za bożków. Więc naga Izis w koronie faraonów, młodzieńczy Horus, Anubis z głową szakala, Tot[38] z głową ptasią a tabliczkami w rękach i wielu innych.
Pod dozorem tego czcigodnego grona specjaliści zaczęli napełniać wnętrze zmarłego silnie pachnącymi ziołami, trocinami i nawet wlewać tam wonne żywice, wszystko wśród modłów. Potem, zamiast jego własnych, włożyli mu oczy szklanne[39], oprawione w brąz.
Następnie całe ciało obsypano proszkiem sody.
Teraz przystąpił inny kapłan i wyłożył obecnym, że ciało zmarłego jest ciałem Ozyrysa i jego własności są własnościami Ozyrysa. „Czarodziejskie własności jego lewej skroni są własnościami skroni boga Tumu[40], a jego prawe oko jest okiem boga Tumu, którego promienie przebijają ciemność. Jego lewe oko jest okiem Horusa, które tępi wszystkie stworzenia żyjące, warga górna to Izis[41], a warga dolna Nefthys[42]. Szyja zmarłego jest boginią, ręce są boskimi duszami, palce niebieskimi wężami, synami bogini Selkit[43]. Boki jego to dwa pióra Amona, grzbiet jest kością pacierzową Sibu[44], zaś brzuch jest bogiem Nue[45].”
Inny kapłan mówi:
— „Dano mi usta do mówienia, nogi do chodzenia, ręce, abym obalał nieprzyjaciół moich. Zmartwychwstaję, istnieję, otwieram niebo; robię to, co mi nakazano w Memfis[46].”
A tymczasem na szyi zmarłego wieszają wizerunek chrząszcza skarabeusza zrobiony z drogiego kamienia, na którym jest napis:
— „O serce moje, serce, którem otrzymał od matki, które miałem, kiedym był na ziemi, o serce, nie powstań przeciw mnie i nie daj złego świadectwa w dzień sądu[47].”
Teraz każdą rękę i nogę, każdy palec zmarłego owijają kapłani taśmami, na których wypisane są modlitwy i zaklęcia. Taśmy te podkleja się gumą i balsamami. Na piersiach zaś i na szyi kładą się całe rękopisy Księgi Zmarłych z następnymi medytacjami, które nad nieboszczykiem głośno odmawiają kapłani:
— „Jestem ten, któremu żaden bóg nie stawia przeszkód.
Kto to jest?…
On jest Tum na swej tarczy, on jest Ra na swej tarczy, która wznosi się na wschodzie nieba.
Jestem Wczoraj i znam Jutro.
Kto to jest?
Wczoraj — jest to Ozyrys, Jutro — jest to Ra, w tym dniu, kiedy zniweczy nieprzyjaciół Pana, który jest nad wszystkim, i kiedy poświęci syna swego Horusa. Innymi słowy: w dniu, kiedy trumnę Ozyrysa spotka jego ojciec Ra. On zwalczy bogów na rozkaz Ozyrysa, pana góry Amenti.
Co to jest?
Amenti jest to tworzenie dusz bogów na rozkaz Ozyrysa, pana góry Amenti. Innymi słowy: Amenti jest to podniecenie wzbudzone przez Ra; każdy bóg, który tam przybywa, stacza walkę. Znam wielkiego boga, który tam mieszka.
Ja jestem z mego kraju, przychodzę z mojego miasta, niszczę złe, usuwam niedobre, oddalam brud od siebie. Dostaję się do kraju mieszkańców na niebie, wstępuję przez potężną bramę.
O wy, towarzysze, podajcie mi rękę, gdyż będę jednym z Was[48].”
Gdy każdy członek zmarłego został już owinięty modlitewnymi taśmami i zaopatrzony w amulety, gdy posiada już dostateczny zasób medytacji, które pozwolą mu orientować się w krainie bogów, należy pomyśleć o dokumencie, który by otworzył wrota do owej krainy.
Albowiem między mogiłą i niebem czeka na zmarłego czterdziestu dwu straszliwych sędziów, którzy, pod prezydencją Ozyrysa, badają jego ziemskie życie. Dopiero gdy serce nieboszczyka, zważone na wadze sprawiedliwości okaże się równym bogini prawdy, gdy bóg Dutes zapisujący na tabliczkach czyny zmarłego uważa je za dobre, dopiero wtedy Horus bierze duszę za rękę i prowadzi ją przed tron Ozyrysa.
Otóż, ażeby zmarły mógł usprawiedliwić się przed sądem, należy jego mumię owinąć w papirus, na którym jest wypisana — spowiedź powszechna. Podczas spowijania w ten dokument kapłani mówią dobitnie i wyraźnie, aby zmarły niczego nie zapomniał:
„Władcy prawdy, przynoszę wam samą prawdę.
Nie zrobiłem złego w sposób zdradziecki żadnemu człowiekowi. — Nie uczyniłem nieszczęśliwym nikogo z moich bliźnich. — Nie dopuściłem się sprośności ani zelżywego słowa w domu prawdy. — Nie miałem zażyłości ze złem. — Nie czyniłem złego. — Jako zwierzchnik, nie nakazywałem moim podwładnym pracować ponad siły. — Nikt z mojej winy nie stał się lękliwym, ubogim, cierpiącym ani nieszczęśliwym. — Nie czyniłem nic takiego, czym by pogardzali bogowie. — Nie dręczyłem niewolnika. — Nie morzyłem go głodem. — Nie wyciskałem mu łez. — Nie zabiłem. — Nie kazałem zabijać zdradziecko. — Nie kłamałem. — Nie rabowałem majątku świątyń. — Nie zmniejszałem dochodów poświęconych bogom. — Nie zabierałem chleba ani opasek mumiom. — Nie popełniłem grzechu z kapłanem mego okręgu. — Nie zabierałem mu ani zmniejszałem majętności. — Nie używałem fałszywej wagi. — Nie oderwałem niemowlęcia od piersi jego karmicielki. — Nie dopuszczałem się bestialstwa. — Nie chwytałem w sieci ptaków poświęconych bogom. — Nie szkodziłem przyborowi wody. — Nie odwracałem biegu kanałów. — Nie gasiłem ognia w porze niewłaściwej. — Nie okradałem bogów z ofiar, które wybrali. — Jestem czysty… Jestem czysty… Jestem czysty[49].”
Gdy nieboszczyk już umiał, dzięki Księdze Zmarłych, radzić sobie w krainie wiekuistej, a przede wszystkim — gdy wiedział, jak usprawiedliwić się przed sądem czterdziestu dwu bogów, wówczas kapłani zaopatrywali go jeszcze w przedmowę do tej księgi i — ustnie tłumaczyli mu jej niezmierną doniosłość.
PogrzebW tym celu balsamiści otaczający świeżą mumię faraona odsuwali się, a przychodził arcykapłan tej dzielnicy i szeptał zmarłemu do ucha:
„Wiedz o tym, że posiadając tą księgę, będziesz należał do żyjących i pozyskasz wielkie znaczenie między bogami. Wiedz o tym, że dzięki jej nikt nie ośmieli się sprzeciwiać tobie. Sami bogowie zbliżą się do ciebie i uściskają cię, albowiem — będziesz należał do ich grona.
Wiedz o tym, że ta księga da ci poznać: co było na początku. Żaden człowiek jej nie głosił, żadne oko nie widziało, żadne ucho nie słyszało jej. Księga ta jest samą prawdą, ale nikt i nigdy jej nie znał. Niechże ona będzie widzianą tylko przez ciebie i tego, który cię w nią zaopatrzył. Nie rób do niej komentarzy, jakie mogłaby ci nasunąć twoja pamięć albo wyobraźnia. Pisze się ona całkowicie w sali, gdzie balsamują zmarłych. Jest to wielka tajemnica, której nie zna żaden pospolity człowiek, żaden w świecie.
Książka ta będzie twym pokarmem w niższej krainie duchów, dostarczy twej duszy środków pobytu na ziemi, da jej życie wieczne i sprawi, że nikt nie będzie miał władzy nad tobą[50].”
Zwłoki królewskie ubrano w kosztowne szaty, w złotą maskę na twarz, w pierścienie i bransolety na rękach, które złożono na krzyż. Pod głowę dano mu z kości słoniowej podpórkę, na jakiej zwykli byli sypiać Egipcjanie. Wreszcie zamknięto ciało w trzech trumnach: papierowej, okrytej napisami, cedrowej złoconej i — marmurowej. Kształt dwu pierwszych odpowiadał dokładnie formie ciała zmarłego; nawet rzeźbiona twarz była podobna, tylko uśmiechnięta.
Po trzech miesiącach pobytu w dzielnicy zmarłych mumia faraona była gotowa do uroczystego pogrzebu. Więc — odniesiono ją na powrót do królewskiego pałacu.Rozdział V
Przez siedemdziesiąt dni, w ciągu których czcigodne zwłoki mokły w wodzie nasyconej sodą, Egipt obchodził żałobę.
Świątynie były zamknięte, nie odprawiano procesji. Wszelka muzyka umilkła, nie urządzano uczt, tancerki zamieniły się na płaczki i zamiast tańcować, rwały sobie włosy, co również przynosiło im dochód.
Nie pijano wina, nie jadano mięsa. Najwięksi dostojnicy chodzili w grubych szatach, boso. Nikt nie golił się (z wyjątkiem kapłanów), najgorliwsi zaś nawet nie myli się, lecz namazywali błotem twarze, a włosy obsypywali popiołem.
Od Morza Śródziemnego do pierwszej katarakty na Nilu, od Libijskiej Pustyni do półwyspu Synaj, panowała cisza i smutek. Zgasło słońce Egiptu, odszedł na Zachód i opuścił sługi swoje pan, który dawał radość i życie.
W wyższych towarzystwach najmodniejszymi były rozmowy o powszechnym żalu, który udzielał się nawet naturze.
— Czy nie zauważyłeś — mówił dostojnik do dostojnika — że dni są krótsze i ciemniejsze?
— Nie śmiałem zwierzyć się z tego przed tobą — odparł drugi — ale tak jest w rzeczy samej. Spostrzegłem nawet, że mniej gwiazd świeci podczas nocy i że pełnia trwała krócej, a nów dłużej niż zwykle.
— Pasterze mówią, że bydło na pastwisku nie chce jeść, tylko ryczy…
— A ja słyszałem od myśliwych, że zapłakane lwy nie rzucają się już na sarny, bo nie jedzą mięsa.
Alkohol, Żałoba— Okropny czas!… Przyjdź do mnie dziś wieczorem, a wypijemy po szklance żałobnego płynu, który wymyślił mój piwniczy.
— Wiem, pewnie masz czarne piwo sydońskie?…
— Niech bogowie bronią, ażebyśmy w tym czasie używali trunków rozweselających! Płyn, który wynalazł mój piwniczy, nie jest piwem… Porównałbym go raczej do wina nasyconego piżmem i wonnymi ziołami.
— Bardzo stosowny napój, gdy pan nasz przebywa w dzielnicy zmarłych, nad którą ciągle unosi się woń piżma i ziół balsamicznych.
Tak przez siedemdziesiąt dni martwili się dygnitarze.
Pierwsze drgnienie radości przebiegło Egipt wówczas, gdy z dzielnicy zmarłych dano znać, że ciało władcy wydobyto z kąpieli sodowej i że balsamiści i kapłani już spełniają nad nim obrządki.
W tym dniu po raz pierwszy ostrzyżono włosy, usunięto błoto z twarzy, a kto miał ochotę, umył się. I w rzeczy samej, już nie było powodu do martwienia się: Horus bowiem znalazł zwłoki Ozyrysa, władca Egiptu, dzięki sztuce balsamistów, odzyskiwał życie, a dzięki modłom kapłanów i Księdze Zmarłych stawał się równy bogom.
Od tej chwili nieboszczyk faraon Mer-amen-Ramzes urzędownie nazywał się Ozyrysem; nieurzędownie bowiem nazywano go tak natychmiast po śmierci.
Wrodzona wesołość ludu egipskiego zaczęła brać górę nad żałobą, szczególniej wśród wojska, rzemieślników i chłopów. Radość ta przybierała niekiedy nieprzystojne formy pomiędzy ludem prostym.
Nie wiadomo bowiem, skąd zaczęły krążyć pogłoski, że nowy faraon, którego cały lud już kochał instynktownie, że młody pan chce zająć się poprawieniem doli chłopów, robotników, a nawet niewolników.
Z tego powodu zdarzało się (rzecz niesłychana!), że mularze, stolarze i garncarze, zamiast pić spokojnie i rozmawiać o swoim fachu lub interesach rodzinnych, ośmielali się w szynkowniach nie tylko narzekać na podatki, ale nawet sarkać na władzę kapłanów. Chłopi zaś, zamiast czas wolny od roboty poświęcać modlitwom i pamięci przodków, mówili między sobą: jak by to było dobrze, gdyby każdy z nich posiadał kilka zagonów gruntu na własność i mógł odpoczywać co siódmy dzień!
O wojsku, a szczególniej o cudzoziemskich pułkach, nie ma co wspominać. Ludzie ci wyobrażali sobie, że są najznakomitszą klasą w Egipcie, a jeżeli nie są, to wnet będą, po jakiejś tam szczęśliwej wojnie, która ma wybuchnąć.
Za to nomarchowie, szlachta siedząca w wiejskich majątkach, a nade wszystko arcykapłani różnych świątyń, uroczyście obchodzili żałobę po zmarłym panu, bez względu, że można było już cieszyć się, gdy faraon został Ozyrysem.
Mumifikacja według Herodota
Fragment z Dziejów Herodota.
Treny i pogrzeby ich tak się odbywają: Jeżeli w jakim domu umrze człowiek, który miał pewne poważanie, wszystkie kobiety w tym domu smarują sobie gliną głowę albo i oblicze; następnie zwłoki zostawiają w domu, a same ciągną przez miasto i biją się w piersi, podkasane i z odsłoniętym łonem, wraz z nimi zaś wszystkie krewne. Z drugiej strony biją się w piersi mężczyźni, również podkasani; po tej czynności dopiero zanoszą zwłoki do zabalsamowania.
A są specjalnie do tego ustanowieni ludzie, którzy uprawiają tę sztukę. Po dostarczeniu im zwłok, pokazują tym, co je dostawili, drewniane wzory trupów, zupełnie naturalnie pomalowane, i mówią, że najstaranniejszy jest sposób, w jaki zabalsamowano owego boga, którego imię przy takiej okoliczności wypowiedzieć uważam za rzecz niedozwoloną; następnie wskazują im inny sposób, który od pierwszego jest pośledniejszy i tańszy, wreszcie trzeci – najtańszy. Po tych wyjaśnieniach pytają ich, w jaki sposób chcą widzieć przyrządzone zwłoki.
Krewni więc, umówiwszy się co do zapłaty, zaraz odchodzą, tamci zaś zostają i balsamują zwłoki w swoich pracowniach. A taki jest najstaranniejszy sposób: Naprzód zakrzywionym żelazem wyciągają przez dziurki od nosa mózg, przy czym jedną jego część tak właśnie wydobywają, a resztę przez wlanie rozczynników. Potem ostrym, kamiennym nożem etiopskim robią cięcie w pachwinie i wyjmują wszystkie wnętrzności. Po oczyszczeniu jamy brzusznej i przepłukaniu jej winem palmowym, jeszcze raz wycierają roztartymi wonnościami. Wreszcie napełniają brzuch czystą roztartą mirrą, cynamonem i innymi wonnościami – prócz kadzidła ofiarnego – i znowu go zaszywają. Uporawszy się z tym, wkładają zwłoki do sody i trzymają w ukryciu przez dni siedemdziesiąt; dłużej nie wolno balsamować. Kiedy upłynie siedemdziesiąt dni, myją trupa, owijają całe jego ciało pociętymi z płótna byssosu opaskami, smarując je gumą, którą Egipcjanie zazwyczaj posługują się zamiast kleju. Następnie krewni otrzymują zwłoki z powrotem i każą sporządzić drewnianą trumnę w kształcie człowieka, w której zamykają zwłoki. Zamknięte przechowują niby skarb w komorze grobowej, stawiając je w prostej pozycji pod ścianą. Taki jest najkosztowniejszy sposób balsamowania zwłok.
Zwłoki, dla których chcąc uniknąć kosztów wybrano średni sposób, w ten sposób preparują: Napełniają lewatywy oliwą z drzewa cedrowego i wypełniają nią brzuch nieboszczyka ani go nie rozcinając, ani nie opróżniając z wnętrzności; tylko po wstrzyknięciu oliwy przez otwór stolcowy zamykają jej drogę powrotną i balsamują zwłoki przez ustaloną ilość dni: w ostatnim dniu wypuszczają z brzucha oliwę cedrową, którą poprzednio tam doprowadzili. Ma ona taką siłę, że wraz z nią wychodzi żołądek i całkiem rozpuszczone wnętrzności. Mięso zaś zostaje rozpuszczone przez sodę, i wreszcie pozostaje z trupa tylko skóra i kości. Gdy to wykonają, oddają zwłoki z powrotem, nie zajmując się nimi już dłużej.
Trzeci sposób balsamowania, który stosuje się przy uboższych, jest taki: Przepłukawszy brzuch nieboszczyka wodą przeczyszczającą, balsamują go przez siedemdziesiąt dni w sodzie, a potem każą z powrotem zabrać.
Żon wybitnych mężów, gdy umrą, nie daje się od razu balsamować, a tak samo tych niewiast, które są bardzo piękne i więcej były poważane; lecz dopiero po trzech lub czterech dniach oddają je balsamującym. Czynią to dlatego, żeby balsamujący z tymi kobietami nie spółkowali.Opowiadają bowiem, że przyłapano raz jednego z nich na spółkowaniu z trupem świeżo zmarłej kobiety, a zdradził go jeden ze współpracujących. Jeżeli zaś znajdą kogoś, czy to z Egipcjan, czy tak samo z cudzoziemców, kto zginął porwany przez krokodyla albo pochłonięty przez samą rzekę, muszą go bezwzględnie mieszkańcy tego miasta, przy którym został wyrzucony na ląd, zabalsamować, jak najpiękniej przystroić i pochować w świętych grobach . Nie śmie go też nikt inny ani z krewnych, ani z przyjaciół dotknąć, tylko sami kapłani Nilu własnoręcznie go grzebią, jak gdyby był czymś więcej niż trupem człowieczym.
Bibliografia
Śmierć i pogrzeb w Starożytnym Egipcie, Salam Ikram, PIW 2004.
Dzieje, Herodot, tłum. Seweryn Hammer.
Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, Barry J. Kemp, PIW 2020.
Faraon, Bolesław Prus, tom III, Wolne Lektury.
Tekst: Olga Geppert